Sobotni wieczór planowałem poświęcić rehabilitacji i odnowie moralnej, która była konieczna po dość intensywnych przeżyciach imprezowych. Dałem się jednak namówić mojemu redakcyjnemu koledze Pańczykowi do wyjścia na otwarcie wielkiego centrum mody noszącego zaskakującą nazwę MODO. Zapowiadało się grubo, bo milion sklepów z ciuchami polskich projektantów w jednym miejscu to dość odważny koncept, a coś mi dodatkowo mówiło, że będzie pachnieć tam bogactwem.
I pachniało już od wejścia. Nie znam się na modzie, ale domyślam się, że te wszystkie dziwne ubrania, które mieli na sobie ludzie w kolejce to totalne must have tego sezonu. Imprezę prowadziła Agnieszka Szulim, muzycznie czas umilała zaś Margaret. I wszystko byłoby super, gdyby nie to, że pokaz wszystkich marek trwał jakieś 2 godziny. Zdecydowanie za długo, kto ma na to czas?! Po zakończeniu części oficjalnej Agnieszka zaprosiła wszystkich na mini-bankiet i konsumpcję dóbr spożywczych czyli moją ulubioną część każdej dużej imprezy. Niestety, srogo się rozczarowałem, bo zaoferowano jedynie małe kanapeczki, na które rzucił się ten cały modny tłum. W końcu każda taka mała kromka to więcej niż większość tych ludzi zjadła tego dnia, bynajmniej nie z powodu biedy.
Oczami wyobraźni widziałem się już w McDonaldzie, pałaszującego tego nowego podwójnego BigMaka. Swoją drogą, pokojowa nagroda Nobla dla twórcy tego pomysłu. Na szczęście, przy wyjściu wręczano osławione już torby z giftami, a tam prawdziwa niespodzianka! Postanowiłem, że pobawię się trochę w Ewę Wojciechowską i pokażę wam czasami, co tam dobrego na salonach dają. MODO totalnie mnie zaskoczyło, bo w środku znalazł się ósmy cud świata, mianowicie wielkie kakaowe ciastko z migdałami. Niech inni biorą przykład, TAK MI DOPOMÓŻ BÓG. Dorzucili jeszcze katalog z ubraniami, na które nigdy nie będzie mnie stać, kartę zniżkową do sklepu z jedzeniem (znów dobry trop) oraz modny srebrny gadżet, który urozmaici każdą jesienną stylizację. Wszystko zaprezentowałem na zdjęciach poniżej i muszę powiedzieć, że nie było to łatwe, ale potraktowałem to jako trening. W końcu mam wielką nadzieję, że dostanę kiedyś bluzę Kenzo albo szpilki od Valentino i nie ma zmiłuj, będzie trzeba to ładnie na blogu pokazać.Zawartość przepięknej srebrnej torby skłoniła mnie też do krótkiej refleksji na temat prezentów, które w show-biznesie się rozdaje. A trochę tego jest! Nie ma co ukrywać, to delikatna forma przekupstwa. Bo jak dostaniesz jakiś fajny gift od PR-u danego programu to potem musisz się liczyć z telefonami typu „Wysłałam ci żelazko, a Ty tak brzydko napisałeś o naszym show!”. Ale wiadomo, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Jeśli chodzi o mój osobisty ranking to zdecydowanie prowadzi TVN. W przeciągu ostatniego roku wszystkie imprezy promujące ich programy wzbogaciły mnie m.in. o prostownicę do włosów, kamienie do masażu (!), słuchawkę telefoniczną do iPhone’a, przenośny dysk, klawiaturę, małą kamerkę i Bóg Edward Miszczak jeden raczy wiedzieć, co jeszcze. Oczywiście konkurencja próbuje dotrzymać kroku, więc rywalizacja jest naprawdę zacięta. Z kolei najbardziej pomysłowe i zwariowane prezenty przysyła MTV, choć ostatnio chyba zgubili mój adres (EKHEM). Podczas promocji Warsaw Shore można było dostać bronzer, sztuczne rzęsy i bodaj tabletki na kaca. Genialne i jakie przydatne!
Podsumowując, prezenty są super i każdy o tym wie. To miłe, może nie zawsze przydatne, ale pamiętajmy, że każdy taki gift to też część jakiegoś dealu, który marka podpisuje z producentami tych gadżetów. Tutaj nikt nie traci, wszyscy są zadowoleni. Dlatego poleruję swój imprezowy obuw i czekam na kolejne eventy – z pobudek własnych, ale też żeby zdać relację tutaj. Heja!
Może taka skromna zawartość była dla Pana przeznaczona. Myślę że niektóre osoby otrzymują lepsze gifty.
jesteś moim mistrzem!