Sara Boruc pojawiła się w polskim show-biznesie zaledwie przed rokiem, ale zdążyła wzbudzić mnóstwo kontrowersji. W końcu była „tylko” żoną piłkarza, która nie bała się pokazywać swojego życia w stylu „Jest to Gucci”. Mocno dostała za to po tyłku, ale pokazała też, choćby u Kuby Wojewódzkiego, że ma charakter. Teraz rozkręca własny biznes biżuteryjny SIN by Mannei Jewels – sprawdźcie tutaj: http://shop.sinbymannei.com – i zniknęła z mediów. Z Sarą miałem okazję porozmawiać kilka tygodni temu na gali Glamour. Coś mi mówi, że ta dziewczyna jeszcze nas zaskoczy i to nie tylko astronomiczną ceną swojej kolejnej torebki. Zapraszam do lektury naszej rozmowy!
Jesteśmy na gali Glamour, gdzie otrzymałaś nominację w kategorii „Fashion Icon”. Ale sądząc po tym, w jakim tempie rozwija się wasza firma z biżuterią to chyba za rok już powinno być wyróżnienie „Kreatywna w biznesie”?
(śmiech) Tak, nawet mówiłam siostrze, że mimo wszystko wolałabym chyba nominację w tej właśnie kategorii, bo nasza firma na to zasługuje! Oczywiście żartuję, bo to wciąż bardzo młody projekt, ale kto wie, może za rok? Byłoby naprawdę miło.
Opowiedz więcej o waszej firmie, bo działa na rynku już od kilku dobrych miesięcy. Początkowo chyba wszyscy traktowali ten pomysł trochę z przymrużeniem oka? Kolejna znana twarz, która bierze się za projektowanie. Ale najwyraźniej „chwyciło”.
I to właśnie teraz daje jeszcze większą satysfakcję. Proszę pamiętać, że nie robię tego sama. Prowadzę firmą z siostrą, zaangażowana we wszystko jest też nasza mama, więc to rodzinny biznes. Wiem, że ten pomysł nie był traktowany do końca poważnie, ale muszę przyznać, że my też początkowo podchodziłyśmy do tego z przymrużeniem oka. Był plan zrobienia jednego charakterystycznego kolczyka i nic więcej. Spotkało się to jednak z takim zainteresowaniem, że mimo iż firma zarejestrowana jest już od ponad pół roku, to ten kolczyk wciąż jest naszym bestsellerem i napływają kolejne zamówienia. Spodobał się kobietom i to mnie najbardziej cieszy.
Waszą biżuterię widziałem też u kilku rodzimych gwiazd.
Nie wysyłamy naszej biżuterii gwiazdom w prezencie. Tak jak mówiłam, że sama nie lubię wypożyczać rzeczy od projektantów etc., ta sama zasada obowiązuje w naszej firmie. Taki prezent powoduje, że ktoś się czuje zobowiązany do tego, żeby to pokazać czy wypromować. A tak wszystko poszło naturalnie i jeśli jakaś koleżanka dała znać, że coś się jej podoba to zaoferowałam dobry rabat. (śmiech) I tak się ten interes kręci.
Taka „reklama” wpływa na większą sprzedaż?
Moim zdaniem kobiety w Polsce mają wypracowany gust i to nie jest tak, że zobaczą coś na kimś znanym i od razu chcą to mieć. To musi się dziewczynom naprawdę spodobać i dlatego to nie jest łatwy biznes. Bo wstrzelić się w masowy gust, nie chodzi nam przecież o niszową sprzedaż, to ogromne wyzwanie. Wspólnymi siłami tworzymy kolejne wzory, obecnie pracujemy nad kolekcją świąteczną, bo to dla biżuterii dobry okres. Polecam więc już teraz panom na prezenty dla swoich kobiet!
Wśród klientów jest wielu mężczyzn?
Tak i to jest bardzo fajne! Faceci często coś u nas kupują, radzą się, dopytują. W tych mejlach zwracają się do nas bardzo personalnie. Nie zawsze mamy czas, żeby odpowiedzieć na wszystkie i zajmują się tym już oddelegowane do tego osoby, ale jeśli wiadomość jest już tak mocno personalnie skierowana do którejś z nas to odpisujemy osobiście. To bardzo miłe uczucie, gdy można komuś doradzić, potem dostajemy podziękowania i jest w tym jakaś szczera radość, jeśli komuś chce się napisać mejla na np. dwie strony. Sama jestem zaskoczona, ile sprawia to przyjemności.
Rozumiem zatem, że na samej biżuterii się nie skończy. Co dalej?
Myślałyśmy już o tym, ale przyznam szczerze, że biżuteria jest bardzo absorbująca dla całego zespołu, bo w grę wchodzi przecież projektowanie, wymyślanie wzorów, szukanie inspiracji. Chcemy też zaskakiwać, żeby nie powielać znanych już form. Nie mamy jeszcze konkretnych planów, ale jest sporo pomysłów, które na pewno zrealizujemy. Może linia ubrań? Czas pokaże.
A jak na to całe przedsięwzięcie reaguje Twój mąż? Pamiętam taki wywiad, w którym powiedziałaś, że Artur przestrzegał Cię, że nie możesz tylko poprzestać na blogu i fotografowaniu stylizacji.
Tak było. Powtarzał mi, że teraz jest moda na blogi, ale nigdy nie wiadomo, ile to jeszcze potrwa. To żadna sztuka poprzebierać się i zrobić kilka zdjęć, że coś za tym musi iść. To był dobry trop i tak naprawdę to Artur namówił nas, żeby wystartować z własnym biznesem. Przekonywał mnie, że mamy to „coś”, co może się spodobać i zainteresować ludzi.
Mam też wrażenie, że jesteś teraz nieco inaczej postrzegana. Już nikt nie może Ci zarzucić, że jesteś tylko żoną znanego piłkarza czy – mówiąc brzydko – utrzymanką. Bo takie komentarze na początku Twojej medialnej działalności pojawiały się regularnie.
Teraz jestem żoną pracującą! (śmiech) Wiesz, jeśli ktoś będzie chciał mi koniecznie wbić szpilę to i tak znajdzie powód. Powie, że biznes się kręci dzięki znanemu nazwisku męża. Podobnie jest z moimi koleżankami, Anią Lewandowską czy Mariną. Oczywiście te pozytywne komentarze są bardzo miłe, przyjemnie się je czyta. Media często eksponowały negatywne opinie na nasz temat, ale my już miałyśmy grono przychylnych nam odbiorców np. na swoim blogu czy w mejlach, listach. To też nas zmotywowało, żeby robić coś więcej.
A jak widzisz dalej swoją karierę w mediach? Bo ostatnio jest Ciebie zdecydowanie mniej.
Były wakacje, a to dla mnie święty okres, bo wtedy mamy szansę spędzić dużo czasu razem z Arturem i dziećmi. Rzadko przyjmowałam zaproszenia na wielkie imprezy, za wyjątkiem pokazów mody i nigdy nie ukrywałam, że akurat takie wydarzenia mnie interesują, bo są związane z modą. Podobnie z programami telewizyjnymi czy wywiadami w prasie. Celebryckie spędy, spotkania bez większego celu niż zrobienie sobie zdjęcia na ściance, otwarcia centrów handlowych czy prowadzenie tego typu imprez – bo sporo takich ofert również dostaję – to nie dla mnie. Pieniądze to nie wszystko.
Myślisz jeszcze o telewizji? Bo mimo kontrowersji, które pojawiły się wokół Twojego udziału w „Shopping Queen”, w kamerze wypadałaś naprawdę dobrze i jako prowadząca zebrałaś pozytywne recenzje.
Dobrze się w tym czułam, ale to nie zależy ode mnie. „Shopping Queen” było bardzo fajną przygodą, więc jeśli pojawi się jakaś propozycja w tym kierunku to ją rozważę. Takie projekty zawsze wiążą się z przyjeżdżaniem tutaj i zostawianiem męża i dzieci, a to już bardziej skomplikowana logistyka. Zobaczymy!
Moim zdaniem w każdym pytaniu liżesz jej dupę , wiec ona jest pewna w odpowiedziach
To rozmowa o firmie produkującej kolczyki, nie miałem powodu, żeby stawiać ją pod ścianą czy próbować denerwować 🙂
fajnie poczytac, co ta pani ma do powiedzenia. Bo to, ze jest ładna to widac wszędzie.
Duzy props.