Maj na blogu nie obfitował w zbyt wiele nowości, ale musicie mi wybaczyć, bo próbuję wejść w odpowiedni rytm, który pozwoli mi pogodzić ze sobą różne zajętości. Wydarzyło się akurat tak, że ucierpiało na tym najbardziej pisanie, ale obiecuję poprawę! Na poprawę humoru i jako formę zadośćuczynienia proponuję kolejny muzyczny ranking, tym razem związany z, niespodzianka, Madonną. Jak każda płodna artystka, również i Stara ma na koncie wiele fantastycznych utworów, które z różnych przyczyn nie znalazły się na żadnej z jej płyt. Na szczęście, odkąd istnieje internet, co jakiś czas do sieci przedostają się smakowite kąski w postaci wersji demo, a nawet całkiem już dopieszczone produkcyjnie piosenki, które poległy dopiero przy ostatecznym układaniu tracklisty poszczególnych albumów. Zagorzali fani Madonny raczej nie znajdą tu niczego, co mogłoby ich zaskoczyć, ale reszta może mieć niezłą frajdę z odkrywania niespenetrowanych dotąd obszarów jej muzycznej spuścizny. Miłego słuchania!
Across The Sky – wydana w 2008 płyta „Hard Candy” mocno podzieliła fanów, którzy nie zareagowali zbyt entuzjastycznie na współpracę z mocno już wówczas wyeksploatowanym duetem Timbaland – Timberlake. Na krążku znalazło się ostatecznie pięć utworów wyprodukowanych przez wyżej wspomnianych panów, a drugie tyle zaległo na serwerach. Nie na długo, bo dwa lata po premierze część z nich znalazła się w sieci. Wśród nich m.in. Across The Sky. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że to nie tylko jedno z moich ulubionych dem Madonny w karierze, ale i jedna z najukochańszych jej piosenek w ogóle! Wiem, produkcja Timbalanda może trochę denerwować w uszy, ale melodie i tekst (!!!) są fenomenalne. Jest w tym utworze i jej wokalu jakaś gorycz i słodycz jednocześnie, bo z jednej strony mamy do czynienia z podmiotem, który dużo w życiu przeszedł i egzaminuje się ze swoich wad, z drugiej zaś nowa miłość budzi w nim gotowość i nadzieję na zmiany. Piękny miłosny manifest, którzy towarzyszy mi od wielu lat, a linijka „I’d rather stop the world than think that I could not be with you” niezmiennie wywołuje ciarki. Taka ze mnie klucha, wybaczcie!
Animal – pozostajemy przy sesjach nagraniowych do Landryny. O ile brak „Across The Sky” na albumie można wytłumaczyć jeszcze obecnością podobnego brzmieniowo „Miles Away”, o tyle zrezygnowanie z „Animal” to jeden z grzechów ciężkich, które Madonna popełniła przy tym albumie. Owszem, warstwa muzyczna do bólu timbalandowa, ale ta melodia i tekst to murowany hit albo przynajmniej jedna z mocniejszych pozycji na płycie. Aż człowiek ma ochotę wbić się w lateks i zlać kogoś po dupie pejczem!
Latte (Madness of Love) – stawkę cukierkowych odrzutów zamyka „Latte”, będący testamentem fascynacji Madonny zespołem Gogol Bordello i ich przebojem „Pala Tute”. Utwór znalazł swoje miejsce w mash-upie z La Isla Bonitą podczas występu na Live Earth 2007 i później trasy koncertowej Sticky & Sweet, ale również jako refren omawianego tutaj „Latte”. Próba mariażu folkowych rytmów z brzmieniem Timbalanda wyszła niezwykle zgrabnie i można tylko ubolewać nad tym, że ostatecznie przegrała z potworkiem pokroju „Spanish Lesson”.
Revenge – teraz cofamy się o 10 lat i do uwielbianej przez fanów i krytyków ery „Ray of Light”. Nie powinno chyba nikogo dziwić, że nawet dema nagrane podczas sesji nagraniowych do tej płyty są znakomite. Jedną z największych perełek jest z pewnością „Revenge”, którego tekst to Madonna w swojej szczytowej formie, a produkcje to czysta końcówka lat 90-tych. Nie ma się co tutaj zbytnio rozwodzić, po prostu trzeba posłuchać!
Gone Gone Gone – zanim do akcji wkroczył William Orbit, Madonna eksperymentowała z drum’n’bassowymi brzmieniami i Rickiem Nowelsem. Ostatecznie wybrała inny kierunek i choć ciężko powiedzieć tutaj „a szkoda!”, to jednak dziękujmy internetowi i hakerom, że demo GGG ujrzało światło dzienne. Jeśli można w jednym utworze zmieścić i smutek i euforię, tutaj udało się to w 200%. Cały czas po cichu liczę, że Stara odkopie to kiedyś ze swoich zbiorów i tchnie w ten utwór nowe życie na jednej z kolejnych płyt. Choć jednocześnie boję się, że w 2018 roku takie „Gone Gone Gone” byłoby wyprodukowane przez Diplo i z Cardi B na feat…
Shame – przez wiele lat wyobraźnię fanów rozgrzewały tzw. „The Rain Tapes” czyli taśmy z zarejestrowanymi sesjami nagraniowymi do wydanego w 1992 albumu „Erotica”. Wśród nich miało się znaleźć kilka utworów, które nie doczekały się premiery. Oczywiście, do momentu aż ktoś nie postanowił umieścić ich w internecie. W opublikowanych w sieci zbiorach znalazł się m.in. „Shame” – kawałek idealnie obrazujący kierunek, który na „Erotice” obrała Madonna. I choć całość jest nieco kiczowata, refren to miód dla uszu!
Each Time You Break My Heart – jak bardzo genialnym i przeładowanym przebojami albumem było „True Blue” niech świadczy to, że Madonna skłonna była oddać jeden z potencjalnych hitów innemu artyście. W ten sposób „Each Time You Break My Heart” trafiło do Nicka Camena, a Królowa Popu zadowoliła się rolą chórzystki. Na szczęście, po latach utwór w wykonaniu Madonny pojawił się w sieci i mimo dość mało satysfakcjonującej jakości nagrania, to aż krzyczy hiciorem. To również jeden z tych kawałków, który idealnie eksponuje wokal M – nie ma tu szesnastu oktaw, ale są emocje, pasja i wspomniane przeze mnie już gorycz i słodycz w jednym. Uwielbiam!
Stay (’81) – jest w dyskografii Madonny kilka utworów, które zanim doczekały się premiery na oficjalnym nośniku, przeszły dość długą drogę i były próbowane na kilka sposobów. Jednym z nich jest „Stay” z „Like A Virgin”, którego szkic powstał już kilka lat wcześniej, gdy M była jeszcze nikomu nieznaną wokalistką szukającą swojego miejsca w branży muzycznej. Wersja z 1981 roku mnie absolutnie hipnotyzuje i totalnie ekscytuje, bo wyobrażam sobie, że dziewczyna, która to nagrała, nie wiedziała jeszcze jak wielka kariera ją czeka. Ach!
If You Go Away – jak na kogoś, kto tak bardzo biadolił na covery i otwarcie mówił o swojej niechęci do nich, Madonna nagrała ich (albo zaśpiewała na koncertach) całkiem sporo. Gwiazda w 2003 i 2004 pracowała nad dwoma musicalami – reżyserią jednego z nich, zatytułowanego „Hello Suckers!”, miał się zająć sam Luc Besson. Projekt ten nigdy się nie zmaterializował, ale zdążył powstać fragment ścieżki dźwiękowej. Wśród autorskich utworów znalazło się też miejsce na angielski cover słynnego „Ne Me Quitte Pas”. Madonna w takim wydaniu to dowód na to, że nawet z dość ograniczonymi środkami wokalnymi, można zaśpiewać tak, żeby słuchacze mieli ciary. A ja wciąż liczę, że na stare lata jeszcze pokusi się o jakiś musical albo projekt na Broadwayu…
Never Let You Go – historia ataku hakerskiego na serwery Madonny w 2014 roku i wyciek kilkudziesięciu utworów z nadchodzącej płyty „Rebel Heart”, w różnych stadiach produkcyjnego zaawansowania, to temat na książkę. Późniejsze dyskusje i kłótnie fanów o to, która wersja danej piosenki jest lepsza, a która zdecydowanie powinna znaleźć się na albumie – również. Jest chyba jednak jeden punkt, w którym następuje szeroko rozumiana ZGODA i jest nim utwór „Never Let You Go”. I choć brzmi on bardziej jak kawałek Kylie Minogue, najwyraźniej wielbiciele za taką Madonną najbardziej tęsknią.
Trust No Bitch – wiem, że większość fanów Madonny nie znosi jej kozackiego wydania w stylu „Bitch, I’m Madonna” czy „Unapologetic Bitch”, ale ja… KOCHAM. Nic na to nie poradzę, nie zabronię przecież kobiecie być lampucerą, która czuje się na 25 lat i pisze piosenki o kolesiu, który ewidentnie ją wychujał. Piosenki zaawansowane lirycznie równie mocno, co sms-y przeciętnej nastolatki, ale ja się nie czepiam.
God Is Love – jedna z większych perełek ery „Rebel Heart”, choć brzmieniowo i tekstowo zdecydowanie bliżej jej do „American Life”. Madonna i religia – to się zawsze sprawdza.
Zobacz też: Stanąłem oko w oko z Madonną!
Dobra lista. Ale gdzie History? Czyz to nie jest jeden z najlepszych kawalkow z COADF?
Owszem ukazal sie na singlu Jump, ale zmieniona wersja ktora wyciekla jest jeszcze lepsza, History (Land Of The Free). I warto tez wspomniec o Liquid Love z sesji do Music.
No właśnie dlatego History przepadło mimo wszystko na tej liście, choć długo się zastanawiałem nad włączeniem tej fajniejszej wersji. Z Liquid Love mam taki problem, że podoba mi się tylko mash-up z Guettą, oryginał jest ok, ale nigdy do niego nie wracam…
Mi też zabrakło Liquid love, uwielbiam, prostą, wesoła, może zbyt milosnay, ale przyjemna mimo wszystko. History, You thriller me, o i jeszcze Nothing lasts forever, ukochane fighting spirit i zabawne super pop. O tego mi zabrakło, ale tak ciekawy ranking. Poza Animals to nie przepadam za odrzutami z Hard Candy
A has to be? to prawdziwa perełka