Wywiady z gwiazdami rzadko bywają łatwe, ale łatwo za to zepsuć sielską atmosferę np. zadając „złe pytanie”. Trochę z przymrużeniem oka wspominałem o tym w jednej z poprzednich notek. Trudność rozmowy może być też spowodowana niechęcią danej osoby do poruszania pewnych tematów lub listą pytań, które są zabronione, a którą dostarcza menadżerka lub organizator eventu. Po kilku latach przepytywania gwiazd nauczyłem się jednak, że trzeba to traktować jako wyzwanie i spróbować zrobić ciekawą rozmowę, nawet jeśli istnieje milion przeszkód. Podczas wtorkowej premiery filmu „Kochaj” przekonałem się, że jest to absolutnie możliwe, ale i tutaj jest jeden warunek: po drugiej stronie mikrofonu musi stać osobowość, a nie wydmuszka.
„Kochaj” to nowa komedia romantyczna, a w rolach głównych sama śmietanka: Olga Bołądź, Małgorzata Kożuchowska czy Magda Lamparska. I to właśnie te panie były moim głównym celem „wywiadowczym”, choć schody zaczęły się jeszcze przed startem poszczególnych rozmów. Olga Bołądź początkowo w ogóle nie chciała rozmawiać z Faktem, ale szczęśliwie później zmieniła zdanie. Chciałbym wierzyć, że to z uwagi na dobre wspomnienia związane z naszym pierwszym wywiadem, który zrobiliśmy w sierpniu przy okazji promocji serialu „Skazane”. Przed włączeniem kamery zastrzegła jednak, że liczy, iż rozmowa będzie oscylować tylko wokół spraw zawodowych. Dla dziennikarza pracującego w tabloidzie to zawsze trochę cios prosto w serce, bo przecież nikt w gazecie nie zrobi czołówki z wypowiedzi o tym, jak świetnie spędzało się czas na planie filmu. No, chyba, że okaże się, że któraś gwiazda nie spała, bo musiała trzymać szafę. Przed wywiadem z Matką Boską Kożuchowską jej anioł stróż-agentka kontynuuje ten trend i prosi o pytania wyłącznie związane z filmem. A przecież dzień później jest Dzień Dziecka, jest w końcu ta wymarzona okazja do zapytania o Jana Franciszka, jego niepokalane poczęcie czy odpowiedź na pytanie, czy potrafi już chodzić po wodzie. Nic z tego. Nothing. Nada.
Zazwyczaj takie zakazy oznaczają, że wywiad będzie okropnie nudnym streszczeniem filmu i klikną w niego trzy osoby: autor dwa razy, żeby upewnić się, że poprawnie się zaciąga player, menadżerka, żeby sprawdzić, czy nic nie uderza w wizerunek jej klientki i internauta, którego skusił jakiś fantazyjny, ale nie mający nic wspólnego z rzeczywistością, nagłówek. Ale tak jak już wspominałem wcześniej, ze wszystkiego da się urzeźbić coś interesującego, ale rozmówcą musi być osoba z charyzmą, charakterem i osobowością. Taka, która nawet o wynoszeniu śmieci opowie w taki sposób, że pobiegniesz za chwilę opróżnić swój kosz.
Przywoływane już Kożuchowska i Bołądź do tego grona, na szczęście, należą. Owszem, Małgosia będzie wymownie milczeć, gdy za bardzo polecisz z pytaniami o męża czy dziecko, ale za to nie będzie miała problemu skonfrontować się z niełatwym przecież tematem upływającego czasu i pożegnaniem się z rolami uwodzicielek na rzecz kreacji matek, macoch czy – w dalszej perspektywie – babć i teściowych. Kożuchowska ma bardzo wyrazisty i nienaruszalny już od lat wizerunek osoby spokojnej, być może nawet czasami nieco chłodnej i zdystansowanej, ale to równa babka ze znakomitym poczuciem humoru i sporym dystansem do siebie i wizerunku „matki boskiej”. Przesadna kontrola wywiadów, autoryzacji i tak dalej może się dawać ze znaki, ale kiedy już masz ją przed kamerą to daje czadu.
Olga Bołądź z kolei nie pozwala sobie aż na taką frywolność i nie chce nawet konfrontować własnych doświadczeń z losami swoich bohaterek, ale w tej zamkniętej postawie jest metoda i konsekwencja. Nie zobaczymy jej bowiem w wywiadach-rzekach, to nie jest tak, że będzie milczeć z mikrofonem gazety przy ustach, ale za to już kostka TVN magicznie wywoła u niej słowotok, bo i takie przypadki znamy. Olga podkreśla, że jest aktorką i uznaje to za swój jedyny zawód i obowiązek. Nie wlicza się w to opowiadanie o życiu prywatnym czy bieganie po śniadaniówkach, by pochylić się nad problemem nieregularnych miesiączek, załamaniem wiary w kościele katolickim czy znalezieniem odpowiedzi na to, czy pudrowy róż rzeczywiście jest w trendzie tej wiosny. Ale jeśli chcesz posłuchać ciekawych anegdot z planu, poznać tajniki przygotowań do roli czy porozmawiać o wyzwaniach teatralnych to Bołądź jest dobrym adresem, pod który trzeba się udać. Po rozmowie z nią nie mam żadnych wątpliwości, że wciąż nic nie wiem o niej jako osobie, ale za to o Oldze Bołądź aktorce już tak. I to też jest fajne, choć gremium redakcyjne premii mi za to na koniec miesiąca nie przyzna, ale od tego są inne nazwiska na show-biznesowym firmamencie gwiazd i gwiazdeczek.
Materiałów z wyżej wymienionymi paniami należy spodziewać się w gazecie i na fakt24.pl w przyszłym tygodniu, a tymczasem trochę zdjęć. Na niektórych objawia się nawet moje cygańskie oblicze, bo zatrudniłem Pańczykową, żeby uchwyciła mnie w końcu w akcji, bo potem wyjdzie na to, że tylko pstrykam zdjęcia i okupuję bar, a pracy zero…