Od razu na wstępie zaznaczam, że nietypowo dziewięć, a nie dziesięć, bo taki mam kaprys. Powiedzmy, że to w hołdzie oryginalności Nicki, żeby jej ranking nie był taki sam, jak każdy poprzedni. Natchnieniem do skompilowania takiej listy jest zbliżający się koncert gwiazdy w Łodzi oraz moja przyjaciółka Marta, która zna na pamięć KAŻDY hicior Nicki i potrafi go zarapować bez mrugnięcia okiem. W dodatku ostatnio, jadąc jak każdy uprzywilejowany lewak Uberem, zobaczyłem na Placu Zawiszy w Warszawie przepiękny mural reklamujący show w Polsce. Niestety, obok wisi Patryk Jaki (Nicki, sweetie, I’m so sorry), co powinno wszystkim pomóc w decyzji i odpowiedzi na pytanie: JAKIEJ POLSKI I WARSZAWY CHCECIE? Ja chcę takiej, w której będzie występować Nicki Minaj. Widocznie perspektywa grania w mieście, gdzie prezydentem może zostać Patryk Jaki, zainspirowała NM do zabukowania koncertu w Łodzi. Nie winię jej.
Mnie w Łodzi na show Nicki na pewno nie zabraknie, choć mam nadzieję, że jej hardkorowi fani nie będą wysiadywać przed halą od rana, bo o tej porze (24.02) może być trochę za zimno, a chciałbym być w pierwszym rzędzie bez odmrożeń pośladków… Tak czy siak, widzimy się tam, a kto nie ma jeszcze biletów, odsyłam do legalnych źródeł, gdzie można jeszcze je nabyć (klik!). A my lecimy z moim subiektywnym rankingiem najlepszych piosenek Nicki, w których nie tylko zajebiście nawija, ale i pozwala się człowiekowi wybawić, a nawet zastanowić nad sensem istnienia. Kolejność przypadkowa, więc don’t come at me, bitches!
SUPERBASS
Okej, wiem, sztampa, ale od tego utworu zaczęła się moja fascynacja Nicki. Refren przenosi mnie prosto do wakacji 2011, a był to szczególnie wariacki czas w moim życiu, więc utwór ma wręcz wartość sentymentalną. Przez moment potrafiłem nawet odtworzyć fragment nawijki ze zwrotek, do dziś natomiast bridge sprawia, że w oku kręci mi się łezka. Ach, to były czasy!
GANJA BURNS
Zdecydowanie mój ulubiony utwór z najnowszej płyty Nicki. Ta gitarka, tribalowy bit i jej wokal… Mimo tego, że przecież doskonale o tym wiem, śpiewane partie Nicki zawsze mnie zaskakują. „Ganja Burn” udowadnia, że w całym swoim szaleństwie potrafi zagrać na bardziej refleksyjnej nucie i wychodzi jej to równie dobrze. No i ten teledysk! Wiadomo, oficjalnie wszyscy lubią elegancję, klasę i paryski szyk, ale Nicki w wersji „królowa plemienia dzikich ździr pustynnych” kupuję bez dwóch zdań. Czekam mocno na ten kawałek w wersji live, bo liczę, że na koncercie konkretnie dopalą to rockową gitarą, która w oryginale tylko nieśmiało się przebija. Liczę na ogień!
ONLY
Jest coś hipnotyzującego w tym kawałku. Od zapętlonych w nieskończoność gangsta-cymbałków, po bezbłędne partie Nicki i jej kolegów, na refrenie Chrisa Browna kończąc. Nie przepadam za nim, bo to damski bokser, ale niech mu będzie. Mając na feat. takie nazwiska jak Drake czy Lil Wayne, Nicki i tak kosi wszystkich, a to już coś znaczy. Oficjalny klip do „Only” to trochę reklama bielizny dla ostrych suk i właśnie dlatego ja wolę tzw. lyric video, które swego czasu wywołało sporo kontrowersji za nawiązania do… Zobaczcie sami.
BUY A HEART
Jeśli jakiś utwór zaczyna się samplem z mojego ukochanego „Un-Thinkable” Alicii Keys, to moje serce już bije szybciej. A dalej jest tylko lepiej. Gdyby tak brzmiały wszystkie hip-hopowe kawałki, to byłbym największą fanką rapu ever. Strasznie żałuję, że „Buy A Heart” nigdy nie doczekało się teledysku, bo balladowe formy u Nicki zawsze okraszone są prostymi i estetycznymi obrazkami, które tutaj pasowałyby idealnie. Pozostaje nam uruchomienie wyobraźni, a przy tych dźwiękach nie jest o to trudno…
CHUN LI
To jest z kolei hip-hop, którego nie rozumiem, ale szanuję maestrię w nawijce i klimat. Klip autorstwa Stevena Kleina idealnie dopełnia całości, a Nicki w roli czarnoskórej, azjatyckiej raperki dorabiającej po godzinach w futurystycznym sex-shopie to chyba jej najlepsze do tej pory alter ego. Gdyby to Nicki rzuciła w Cardi B butem z tego klipu, po sepleniącej koleżance zostałaby tylko plama.
FEELING MYSELF
Jeden z niewielu kawałków, w których toleruję Beyonce udającą groźną hip-hopową laskę. Dla mnie to wystarczająca reklama, elo.
STUPID HOE
Nie oszukujmy się, każdy utwór, w którym fraza „jesteś głupią ździrą” pojawia się jakieś trzy tysiące razy, będzie bliski memu sercu. I od razu feministyczny przypis – głupia ździra to stan (nie)umysłu, nie kwestia płci czy rozwiązłości. Uniwersalny przekaz i tekst godny noblistki w dziedzinie walki z nierównościami w dostępie do edukacji. Mam nadzieję, że wszystkie głupie ździry, które spotkałem na swojej drodze, wiedzą już, że ta piosenka jest o nich. Jeśli nie – to o was.
THE CRYING GAME
Na papierze to nie mogło się udać. Z jednej strony Nicki Minaj w swoich kolorowych perukach, tiulach i scenicznym poj***niu, z drugiej liryczna Jessie Ware, która nie wiedziała jeszcze wtedy, że wkrótce dostanie polskie obywatelstwo za występy na każdym możliwym festiwalu i evencie w naszym kraju. Efektem współpracy jest piękne połączenie dwóch, wydawałoby się, że odległych, światów. Emocjonalny wokal Jessie, wzorowa nawijka Nicki, klawisz ogień i bit przypominający bicie serca. I’M SOLD!
ANACONDA
Najbardziej kontrowersyjna pozycja na mojej liście, bo duchowo sprzeciwiam się tego typu kawałkom, ale… tyle razy wytarłem do tego dupą parkiet w Glamie, że byłbym Kingą Rusin, to znaczy hipokrytką, gdybym pominął w zestawieniu „Anacondę”. Nie wiem, ale jak to puszczają na imprezie, wstępuje we mnie szatan i poniewiera mną tak mocno, że na drugi dzień, gdy zmywam z siebie grzech tanecznej pychy pod prysznicem, wznoszę błagalnie wzrok i wpatrując się w sufit pytam „CZEMU JA SIĘ TAK MUSZĘ ZACHOWYWAĆ PUBLICZNIE???”. Odpowiedź z niebios jeszcze nie nadeszła, ale prawdopodobnie to dlatego, że ten utwór jest chory. Ale tak po amerykańsku i pozytywnie, tj. THIS SHIT IS SICK!
A teraz specjalna niespodzianka dla tych, którzy dotrwali do końca tego fascynującego rankingu bez kolejności. Moje zdjęcie z Nicki Minaj:
Strona główna OKIEM KRYTYKA 9 piosenek Nicki Minaj, które udowadniają, że jest królową rapu i pop...